Autor: R.K. Lilley
Przekład: Olgierd Maj
Wydawnictwo: Editio
Premiera: 6.07.2016
Liczba stron: 317
Bianca
jest wysoką, szczupłą pięknością o jasnozłotych włosach. Pracuje jako
stewardesa w pierwszej klasie luksusowych linii lotniczych. Jest pewna siebie,
wyniosła i chłodna, profesjonalna w każdym calu, nie pozwala nikomu na najmniejszą
poufałość. Nawet jeśli ma do czynienia z ludźmi z pierwszych stron gazet,
pozostaje uprzejma i niewzruszona – niczym piękny posąg.
Tylko jeden mężczyzna przyprawia ją o bicie serca, niepokój i drżenie głosu. Sprawia, że traci panowanie nad sobą, nie umie pozbierać myśli, a w kolanach odczuwa zdradliwą miękkość. James Cavendish. Najprzystojniejszy mężczyzna, jakiego widziała. Najpiękniejsze, turkusowe oczy, w jakie się wpatrywała. Miliarder o zniewalającym głosie i cudownie umięśnionym ciele. Bez wysiłku zyskuje nad Biancą nieograniczoną władzę, uwodząc ją niewypowiedzianą obietnicą dominacji, rozkoszy i bólu, uwalniając najbardziej podstawowe instynkty.
Tylko jeden mężczyzna przyprawia ją o bicie serca, niepokój i drżenie głosu. Sprawia, że traci panowanie nad sobą, nie umie pozbierać myśli, a w kolanach odczuwa zdradliwą miękkość. James Cavendish. Najprzystojniejszy mężczyzna, jakiego widziała. Najpiękniejsze, turkusowe oczy, w jakie się wpatrywała. Miliarder o zniewalającym głosie i cudownie umięśnionym ciele. Bez wysiłku zyskuje nad Biancą nieograniczoną władzę, uwodząc ją niewypowiedzianą obietnicą dominacji, rozkoszy i bólu, uwalniając najbardziej podstawowe instynkty.
Jezus Maria. To chyba
najbardziej trafne określenie tej książki, oczywiście jeśli chodzi o użycie
samych cenzuralnych słów. Na przyszłość muszę być bardziej rozważna, gdyż zanim
w ogóle przeczytałam opis, zakochałam się w okładce i bez zastanowienia
postanowiłam przygarnąć ją do siebie. Gdy już zapoznałam się z tym, co ma mnie
spotkać w środku, ręce mi opadły… No ale nic, zacznijmy od początku.
Jeśli ktoś z Was zadał
sobie tyle trudu i przeczytał powyższy opis, wie, do czego zaraz będę zmierzać.
Otóż książka na pierwszy rzut oka jest całkowitym klonem tak dobrze znanych i
uwielbianych 50 twarzy Greya. Nie
będę owijać w bawełnę i bronić powieści w żaden sposób. Poza niewielkimi i
ledwo rzucającymi się w oczy różnicami – tak, jest to kopia arcydzieła E.L.
James. Nawet to James się zgadza,
widzicie? Tam nazwisko autorki, tu imię głównego bohatera.
Dość porównywania, bo
przecież nie o to chodzi. Najdziwniejsze jest dla mnie to, że Bianca i James,
czyli jedyne postaci, co do których w tej książce można mieć wątpliwości,
całkiem przypadli mi do gustu. Ona jest „niedoświadczona”, on ma dość długi
staż. Obydwoje ukrywają nieprzyjemne sekrety ze swojej przeszłości. Oczywiście
nie mogło zabraknąć wielkiej przemiany głównej bohaterki – z grzecznej
dziewczynki zmieniła się w perwersyjną boginię seksu. No cóż, pozostawię to bez
komentarza. Natomiast James jaki był na początku, taki pozostał do końca –
czarujący, zabawny, uroczy i z lekka nienormalny.
Każdy rozdział został
opatrzony tytułem – wszystkie zaczynają się od „Pan…”, co w mojej opinii jest
naprawdę głupie. Język w tej książce jest wyjątkowo… dorosły, momentami tak obrzydliwy, że aż śmieszny, więc jeśli macie
mniej niż szesnaście, osiemnaście lat, nie czytajcie tego. Serio. A jeśli
musicie, to nie narzekajcie, że nie zostaliście uprzedzeni.
Jeśli chodzi o samo wydanie tej książki, to muszę przyznać, że jestem zachwycona okładką. Czcionka również jest prześliczna, a dodatkowo na tyle duża i przyjemna dla oka, że rozdziały pochłania się minutami i ciężko się oderwać.
Jednak znalazłam mały błąd w opisie, nie wiem, czy to po prostu wypadek przy pracy tłumacza, czy tak miało być. W każdym razie fragment „przyprawia ją o bicie serca” jest dość dziwny. Mam rozumieć, że zanim Bianca poznała Jamesa i gdy nie jest w jego towarzystwie, jej serce nie bije w ogóle, a ona drepta po ulicach i pokładzie samolotu jak zombie? Well, może to ja się nie znam, ale chyba to powinno zostać ujęte troszkę inaczej.
Jeśli chodzi o samo wydanie tej książki, to muszę przyznać, że jestem zachwycona okładką. Czcionka również jest prześliczna, a dodatkowo na tyle duża i przyjemna dla oka, że rozdziały pochłania się minutami i ciężko się oderwać.
Jednak znalazłam mały błąd w opisie, nie wiem, czy to po prostu wypadek przy pracy tłumacza, czy tak miało być. W każdym razie fragment „przyprawia ją o bicie serca” jest dość dziwny. Mam rozumieć, że zanim Bianca poznała Jamesa i gdy nie jest w jego towarzystwie, jej serce nie bije w ogóle, a ona drepta po ulicach i pokładzie samolotu jak zombie? Well, może to ja się nie znam, ale chyba to powinno zostać ujęte troszkę inaczej.
Chociaż Podniebny lot to nic innego jak 50 twarzy Greya ze zmienioną fabułą,
prezentuje się o wiele lepiej. Nadal nie uważam tego za arcydzieło, gdyby
pominąć wszystkie sceny łóżkowe (czy jakiekolwiek inne tego typu), powstałaby
całkiem przyjemna historia, idealna do poczytania przed snem. Mnie nie
zachwyciła, ale zakończenie sprawiło, że zdecydowałam sięgnąć po drugi tom, gdy
już ujrzy światło dzienne.
5/10
Przeczytam tyle, ile mam wzrostu: 2 cm
Przeczytam tyle, ile mam wzrostu: 2 cm
Jakoś tak mnie ten obrzydliwy język trochę odtrącił. Ogólnie to mam ochotę na tę książkę. Widzę, że lubisz bawić się z cieniami na zdjęciach. Ciekawy motyw :)
OdpowiedzUsuńNie lubię kopii popularnych książek, chociaż muszę przyznać, ze te "odgrzewane kotlety" nieraz wypadają dużo lepiej niż ich prototyp. Co do języka, również nie przepadam za wulgarnym opisywaniem scen, dlatego raczej po książkę nie sięgnę:)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
ifeelonlyapathy.blogspot.com
Nie mam zamiaru czytać:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko <3
Zrobiłam podobnie jak Ty, czytam i cóż... to zdecydowanie nie moje klimaty. Ale przeczytam bo recenzja być musi ;)
OdpowiedzUsuń