[120] PRZEDPREMIEROWO: Przepisy na miłość i zbrodnię - Sally Andrew

11:00:00




Tytuł oryginału:
Recipes for Love and Murder. A Tannie Maria Mystery
Autor: Sally Andrew
Przekład: Adriana Sokołowska-Ostapko
Wydawnictwo: Otwarte
Premiera: 20.07.2016
Liczba stron: 478




Przepis na zbrodnię.
Składniki: dość duży mężczyzna, który znęca się nad żoną, mała krucha żona, średniej wielkości żylasta kobieta zakochana w żonie, dubeltówka, południowoafrykańskie miasteczko kiszące się w sekretach, butelka soku z granatów, łagodny ogrodnik, pogrzebacz, pikantna mieszkanka Nowego Jorku, 7 adwentystów dnia siódmego (odpowiednio przygotowanych na koniec świata), ostra dziennikarka śledcza, łagodna detektyw amator, 2 wytrawnych policjantów, jagnię, garść fałszywych tropów, kilku podejrzanych, szczypta chciwości.
Wszystko włożyć do dużego garnka i przez kilka lat dusić na małym ogniu, mieszając co jakiś czas drewnianą łyżką. Pod koniec duszenia dodać: 3 butelki brandy marki Klipdrift, 3 małe kaczki, garść papryczek chili, i zwiększyć płomień.
Tannie Maria kocha gotować, rozkoszować się jedzeniem i obdarowywać nim innych. W kuchni mogłaby spędzić całe życie. Prowadzi nawet rubrykę kulinarną w lokalnej gazecie – do czasu gdy okazuje się, że czytelnicy bardziej spragnieni są porad sercowych niż kulinarnych. Wtedy odkrywa, że potrafi znaleźć lekarstwo na kłopoty miłosne niemal każdego. Nie może jednak zapobiec tragedii, która wstrząsa społecznością Karru Małego. Tannie Maria wplątuje się w krwawą intrygę i sprowadza na siebie śmiertelne niebezpieczeństwo
. A gdy poznaje komisarza Henka Kannemeyera, wpada jak śliwka w kompot…

Jeśli ktokolwiek z Was zastanawiał się, czy można połączyć powieść obyczajową z romansem i dodać do tego wątek kryminalny, tworząc z tego całkiem przyzwoitą historię, otóż można. I takie oto cudeńko wyszło spod pióra Sally Andrew, debiutantki w literackim półświatku.

Tannie Maria jest uroczą kobietką po pięćdziesiątce, mającą za sobą niezbyt udane małżeństwo. Jej obecne życie obraca się w dużej mierze wokół jedzenia – całe dnie spędza na gotowaniu, prowadzi rubrykę kulinarną w lokalnej gazecie, przy każdym spotkaniu z drugim człowiekiem dzieli się z nim swoimi potrawami. Mamy możliwość zapoznania się z daniami południowoafrykańskimi, a jeśli ktoś miałby ochotę wypróbować jedno z nich w swoim domu, może skorzystać z przepisów, które znajdują się na końcu książki. Sama chętnie spróbowałabym coś upichcić, ale niestety zabrakło mi czasu L

Maria van Harten to naprawdę urocza i kochana kobieta, pełna zarówno ciepła i miłości, jak i smutku oraz determinacji. Bez wątpienia da się ją lubić, jednak mi nie spodobało się to, że wszystko, absolutnie wszystko próbowała naprawić jedzeniem. Jestem w stanie zrozumieć to, że można ugościć dobrego znajomego i w ramach poczęstunku podać co się tylko chce, ale odnoszę wrażenie, że jest go w tej książce po prostu za dużo. Nie zrozumcie mnie źle, kocham  gotować i jeść, ale – jak powszechnie wiadomo – co za dużo, to niezdrowo.

Poza tannie Marią w powieści przewija się wręcz niezliczona ilość bohaterów tak bardzo różniących się od siebie, że opisanie ich wszystkich zajęłoby kilka stron. Jednak każdy z nich ma swoją jasno określoną rolę i nie ma nikogo, kto byłby wciśnięty jako „zapchajdziura”. Dzięki temu ciągle coś się dzieje, akcja nie stoi w miejscu, a Małe Karru tętni życiem przez całą dobę.

Bardzo, ale to bardzo podoba mi się tutaj wątek miłosny, delikatnie i wręcz uroczo wpleciony w dość tragiczne okoliczności. Romans między dziennikarką a policjantem, ludźmi, którzy nie mieli zbyt wielkiego szczęścia w miłości, rozwija się powoli i subtelnie, dodając książce odrobinę ciepła. Jakby już nie była wystarczająco ciepła – w końcu nie dość, że gorąca Afryka, to jeszcze stale funkcjonująca kuchnia. ;)

Dla wymagających czytelników autorka umieściła jeszcze motyw kryminalny. Z góry wiadomo, że nie można się po nim spodziewać wiele, ale muszę przyznać, że byłam pozytywnie zaskoczona tym, jak cała akcja się potoczyła. Chociaż raz robiło się naprawdę groźnie, a już za parę rozdziałów wszyscy zapominali o morderstwie, cały wątek sprawił, że miałam ochotę czytać i czytać, dopóki nie dowiem się, kto jest winny.

Ostatnią rzeczą, o której chciałabym wspomnieć, to okładki. Nie będę się tutaj zbytnio rozwodzić, gdyż najzwyczajniej w świecie nie ma nad czym, jednak mimo tego, że nasza, polska grafika o wiele bardziej nawiązuje do treści książki, ta oryginalna absolutnie i całkowicie podbiła moje serce. Zresztą porównajcie sobie sami.



Podsumowując, Przepisy na miłość i zbrodnię to wielowątkowa książka dla każdego. Jak dobra kucharka łączy romans, morderstwo i zwyczajne życie w jedno, tworząc coś wspaniałego i wartego spróbowania. Bardzo przyjemnie spędza się przy niej czas, jednak zdecydowanie bardziej polecam czytanie jej w chłodniejsze dni, bo jej ciepło potrafi rozgrzać nawet największego gbura. Zabawna, niezbyt wymagająca i momentami skłaniająca do przemyśleń książka idealna na wolną chwilę.


8/10

You Might Also Like

1 komentarze